Unia Europejska chce podnosić płace minimalne

Podziel się z innymi

Urzędnicy Komisji Europejskiej pragną podnieść płace minimalne w całej Unii Europejskiej (UE). Zatem okazuje się, iż nie tylko rządzący w Polsce mają takie pomysły. Wręcz nadal będziemy jako kraj pod szczególnym nadzorem, gdyż relatywnie nasze płace nie należą do najwyższych.

O jakim pomyśle Komisji Europejskiej jest mowa?

Idea, która przyświeca unijnym urzędnikom jest następująca: „Każdy Europejczyk powinien dostawać wynagrodzenie gwarantujące godne życie”. I w związku z takim pomysłem, rozpoczęły się właśnie konsultacje z partnerami społecznymi na temat płac, szczególnie zaś kwoty płacy minimalnej.

Po 6 tygodniach konsultacji Komisja Europejska (KE) chce przygotować wstępny dokument na ten temat i następnie, przez kolejne 6 tygodni negocjować już zapisy tegoż dokumentu. Tym samym realnie propozycja legislacyjna może być już gotowa na początku września 2020 roku.

Jak wyglądają wysokości płacy minimalnej w krajach unijnych obecnie?

Otóż panuje w tym przedziale bardzo duży rozstrzał, a dodatkowo w 6 krajach w ogóle nie ma ustalonego jej poziomu. Zgodnie z danymi z Eurostat, najwyższa pensja minimalna jest w Luksemburgu i wynosi 2.000 tys. euro, a najniższa w Bułgarii – 286 euro.

Brukselscy urzędnicy mają świadomość ogromnych różnic w poszczególnych krajach, stąd też nie zamierzają wprowadzać jednego poziomu dla wszystkich krajów, ale dostosować jej wysokość do poziomu życia. Może to więc oznaczać powiązanie jej wysokości ze średnią płacą w danym kraju bądź jej medianą. W chwili obecnej nieoficjalnie mówi się o jej uzależnieniu od średniej płacy, a rozważany poziom to 60%.

Jak polscy partnerzy społeczni zapatrują się na takie propozycje KE?

Zdecydowanie pozytywnie o takich pomysłach wypowiadają się przedstawiciele Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych (OPZZ), które zostało poproszone przez KE o wyrażenie swej opinii w tym temacie. Zdaniem Adama Rogalewskiego z OPZZ, dla związku ważna jest kwestia dotycząca rokowań zbiorowych w pracy, w tym zwiększenia obowiązywania układów zbiorowych. Związkowcy mają jednakże zastrzeżenia co do propozycji w wysokości 60% średniej płacy. Ich zdaniem bowiem jest to stawka zbyt niska. Zgodnie bowiem z badaniami OECD taka jest granica ubóstwa.

Ponadto obóz rządzący w swej kampanii wyborczej zapowiedział, iż będzie stopniowo podnosił wysokość płacy minimalnej w Polsce. Od 1 stycznia 2020 roku wzrosła ona o 350 zł do kwoty 2.600 zł, co stanowi niemalże 50% średniego wynagrodzenia w Polsce, szacowanego na ten rok. Zapowiadane kolejne podwyżki (do 3.000 zł w 2021 roku i do 4.000 zł w 2024 roku) mogą spowodować, iż jej poziom osiągnie 60% średniego wynagrodzenia (przy założeniu, iż płace będą rosły 6% rocznie).

Zdaniem byłej minister pracy, obecnie europosłanki Elżbiety Rafalskiej, w Polsce wypracowany został dobry, wielostopniowy system uzgodnień społecznych w tym zakresie. Nadto, wysokość wynagrodzeń jest kwestią bardzo autonomiczną dla poszczególnych krajów i mamy do czynienia z mnogością rozwiązań, schematów czy też układów zbiorowych. Trudno jednak sobie wyobrazić, by KE w jakiś arbitralny sposób narzucała poszczególnym krajom pewne kwoty. Jak podkreśla Elżbieta Rafalska, jedna regulacja dla wszystkich krajów jest nierealna, natomiast Polska sama wyznaczyła sobie drogę dojścia do odpowiedniej wysokości płacy minimalnej jeszcze zanim KE zaczęła się tym tematem interesować.

Trudno też jednoznacznie przesądzić o zgodności takiej propozycji ze strony KE z zawartymi traktatami. Jednakże ważnym jest, iż UE nie może podejmować działań o charakterze degresywnym, czyli takich, które nadmiernie obciążają kraje mniej rozwinięte.

Natomiast Polska może wręcz w perspektywie kilku lat te propozycje KE spełnić, dochodząc do rozważanego wskaźnika wysokości płacy minimalnej na poziomie 60% przeciętnego wynagrodzenia. Pod warunkiem wszakże, iż obóz rządzący nie wycofa się ze swych propozycji w sytuacji na przykład spowolnienia gospodarczego.

Zdaniem z kolei Macieja Koniecznego, posła Lewicy, nie da się projektować płacy minimalnej w tak długim okresie czasu. Zdecydowanie lepiej byłoby związać ją trwale z wysokością średniego wynagrodzenia. I wtedy jej wysokość wynikałaby z dynamiki gospodarczej.

Korzyści byłyby z unormowania kwestii płacy minimalnej w całej UE?

Podstawową korzyścią byłby fakt, iż w biedniejszych krajach unijnych udałoby się powstrzymać obywateli przed migracją do krajów bogatszych. Wizja bowiem nawet 7-krotnie wyższego wynagrodzenia, nawet przy wyższych kosztach utrzymania, powoduje masowy odpływ pracowników z krajów nowej do starej Europy, a to w połączeniu z problemem starzenia się społeczeństw sprawia, iż prognozy demograficzne nie są optymistyczne. Dla przykładu, zgodnie z szacunkami ONZ, populacja Bułgarii do 2050 roku skurczy się o 39% w stosunku do roku 1989. Podobnie Rumunii, o 30%, Węgier o 20%, a Polski o 15%. Tego typu masowe migracje ekonomiczne destabilizują całą Europę.

Stąd też wszystkie mechanizmy wyrównywania płac na poziomie unijnym są dobre dla przyszłości kontynentu. Chodzi bowiem o to, by ewentualna decyzja o migracji była kwestią wyboru, a nie przymusu.

Czy zatem jest to dobry pomysł KE?

Okazuje się, że nie we wszystkich aspektach. Jeżeli bowiem propozycja KE oznaczać będzie znaczące podniesienie pensji minimalnej ponad obecny poziom, wówczas wyrządzi więcej złego, aniżeli dobrego. Zdaniem Andrzeja Kubisiaka z Polskiego Instytutu Ekonomicznego, kraje członkowskie same mogą prowadzić politykę społeczną odpowiadającą na wyzwania rynku pracy. Jednocześnie przy tak zróżnicowanym rozwoju gospodarek państw członkowskich i panujących rozwiązaniach na rynku pracy, trudno wyobrazić sobie jeden mechanizm dla wszystkich.

Co warte podkreślenia to fakt, iż nawet w Stanach Zjednoczonych nie ma jednej płacy minimalnej na poziomie federalnym, zatem nie wiadomo, jak mogłoby to się udać w UE.

Kto zatem optował będzie za wprowadzeniem takich rozwiązań na poziomie unijnym?

Niewątpliwie mocno naciskać na wprowadzenie takich rozwiązań będzie niemiecka lewica i tamtejsze związki zawodowe. Europosłowie Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD) i Lewicy (Die Linke) zgodnie podkreślają, iż ustalenie unijnych norm na poziomie 60% mediany zarobków to absolutne minimum w tym zakresie. Warto też odnotować, iż dla niemieckich polityków nacisk na Europę w tym zakresie jest elementem krajowej batalii o wzrost płacy minimalnej. Obowiązująca bowiem w Niemczech od tego roku stawka 9,35 euro brutto za godzinę daje miesięcznie wynagrodzenie poniżej 50% krajowej mediany płac.

Z kolei głosy sceptyczne słychać szczególnie w krajach skandynawskich (Dania, Finlandia i Szwecja), gdzie po prostu nie ma prawnie określonej wysokości płacy minimalnej, gdyż większość stawek ustala się w drodze branżowych układów zbiorowych. Tym samym tamtejsze związki zawodowe obawiają się wręcz, iż regulacje unijne mogłyby doprowadzić do obniżenia minimalnych stawek oferowanych obecnie na rynku.

Z drugiej jednak strony Nicolas Schmit, unijny komisarz do spraw miejsc pracy i praw socjalnych stwierdza, iż propozycja KE na pewno szanować będzie tradycje poszczególnych państw w tym zakresie, promując też układy zbiorowe w krajach, gdzie odgrywają one znaczącą rolę.

Podsumowując, bardzo trudno dziś jednoznacznie stwierdzić w jakim kierunku pójdą propozycje KE w zakresie płacy minimalnej. Należy zatem poczekać na ostateczne ukształtowanie się rozważanych koncepcji w tym temacie i dopiero wówczas przeanalizować ich wpływ na polską gospodarkę. Tym niemniej spodziewać się należy, iż urzędnicy unijni dążyć będą do tego, by poziom płacy minimalnej rósł dość znacznie.