Pracownicy w dobie zwolnień
Panujący stan epidemii i obowiązujących ograniczeń w prowadzeniu działalności gospodarczej powodują, iż pracodawcy niejednokrotnie zmuszeni będą do redukowania liczby etatów i ograniczania zatrudnienia. Najbliższy bowiem okres przyniesie znaczne spowolnienie gospodarcze, objawiające się zmniejszonym popytem na wytwarzane dobra i usługi. Stąd też obecnie pracodawca, chcący szybko pozbyć się etatów, może wręczać wypowiedzenia lub wręcz dyscyplinarki. I nawet jeśli będą one nieuzasadnione, czy też niezgodne z prawem, to i tak umowy o pracę ulegną rozwiązaniu.
Czego zatem należy spodziewać się w najbliższym czasie ze strony pracodawców?
Generalnie obecnie pracodawcy szukają sposobów, by szybko dokonać cięcia kosztów. A wiadomym jest, iż koszty pracownicze są jednym z istotniejszych w wydatkach przedsiębiorstw, a jednocześnie stosunkowo najłatwiej daje się je zredukować.
W tym zakresie prawo pracy jest też tym elementem, który przychodzi pracodawcom wręcz z pomocą. Szczególnie jego zasada, zgodnie z którą nawet ewidentnie bezprawne zwolnienie jest skuteczne. Okazuje się bowiem, iż gdy pracodawca wręczy pracownikowi dyscyplinarkę z fałszywym zarzutem ciężkiego naruszenia obowiązków lub też wymówienie bez zachowania okresu wypowiedzenia, to i tak umowa się rozwiąże.
W takim przypadku pracodawca zaoszczędzi na wynagrodzeniach lub odprawach, a pracownikowi pozostaje walka latami przed sądem o odszkodowanie do wysokości trzech pensji. I w tym trudnym momencie pracownik może z dnia na dzień pozostać bez pracy, a w razie dyscyplinarki – również bez prawa do zasiłku dla bezrobotnych.
Zdaniem profesor Moniki Gładoch, radcy prawnego z kancelarii M.Gładoch Specjaliści Prawa Pracy, obecnie jeszcze pracodawcy starają się utrzymywać etaty lub redukować je zgodnie z prawem. Jeżeli jednak ograniczenia w prowadzeniu działalności gospodarczej potrwają dłużej, należy oczekiwać lawiny szybkich, bezprawnych cięć etatów. Co istotne, związki zawodowe już dziś zaczynają sygnalizować, iż takie procesy zaczynają już mieć miejsce.
Jak w praktyce wyglądają tego typu działania ze strony pracodawców?
Cóż, nietrudno sobie wyobrazić takie działania. Przykładowo będąc właścicielem dziś kina czy restauracji mamy do czynienia z sytuacją, gdy już od ponad miesiąca nie ma pracy dla pracowników. Dlatego najrozsądniejszym wyjściem jest szybkie pozbycie się części pracowników.
Teoretycznie zatem pracodawca winien złożyć im wypowiedzenie z przyczyn ekonomicznych, wypłacić postojowe w okresie wypowiedzenia (nawet za 3 miesiące, jeśli pracownik ma długi staż pracy) oraz odprawę (o ile zatrudnia co najmniej 20 osób). To wszystko oznacza po stronie pracodawcy dodatkowe, całkiem spore wydatki, a przychodów przecież nie odnotowuje.
I jeśli w tej sytuacji pracodawca zdecyduje się na dokonanie zwolnienia pracowników z naruszeniem tych wszystkich zasad (czyli przykładowo bez zachowania okresu wypowiedzenia czy bez odprawy), czyli z naruszeniem prawa, to umowa i tak się rozwiąże we wskazanym przez niego terminie. Natomiast jeśli zatrudniający zdecyduje się na wręczenie dyscyplinarki, chociażby nie miał ku temu żadnych powodów, wówczas podwładny przestaje być jego pracownikiem od tego dnia. Natomiast pracownikowi w obu tych przypadkach pozostaje odwołanie do sądu pracy.
Jakie zatem dalsze konsekwencje może mieć takie bezprawne zwolnienie?
Otóż tak naprawdę pracownikowi w obu powyższych przypadkach bezprawnego zwolnienia pozostaje odwołanie do sądu pracy. Tymczasem sądy obecnie nie działają, a zamknięte są nawet biura podawcze. Zaś po wznowieniu pracy można się spodziewać, iż zasypane zostaną wręcz pozwami zwalnianych pracowników. Zdaniem profesor Moniki Gładoch już wcześniej, szczególnie w większych miastach, na wyrok oczekiwało się kilka lat, zatem po epidemii ten czas znacznie się wydłuży.
Co też warte podkreślenia to fakt, iż po tak długim okresie i przeobrażeniach, które zapewne przejdą przedsiębiorstwa w związku z kryzysem (restrukturyzacja, zwolnienia grupowe, itp.), sądy będą bardzo rzadko przywracać do pracy, poprzestając jedynie na odszkodowaniach. Tak naprawdę to już dziś sądy orzekają przywrócenie do pracy jedynie wobec tych pracowników, którzy są szczególnie chronieni przed zwolnieniem (kobiety w ciąży, rodzice na urlopach macierzyńskich czy też rodzicielskich).
Zatem biorąc pod uwagę taką rzeczywistość, zapewne okaże się, iż po latach walki, gdy stan epidemii będzie już tylko wspomnieniem, pracownik może uzyskać co najwyżej odszkodowanie w wysokości 3 pensji. Dla pracodawcy taka sytuacja dziś to żadne ryzyko. Zwalniając pracownika niezgodnie z prawem jego oszczędności na wypłatach postojowego czy też odprawach są znacznie wyższe, aniżeli potencjalne odszkodowanie, i to jeszcze za kilka lat. Poza tym, co też istotne, przecież nie wszyscy pracownicy odwołają się do sądu, zatem oszczędności będą jeszcze większe.
Jak twierdzi doktor Jakub Szmit z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego, będący ekspertem NSZZ „Solidarność”, już dziś związek otrzymuje sygnały o podejmowaniu takich działań. Przykładowo jedno z przedsiębiorstw, do tej pory nie zgłaszające żadnych zastrzeżeń do pracy swej załogi, nagle wręczyło pracownikom wypowiedzenia. Jako ich przyczynę podano nieprawidłowe wykonywanie pracy, czyli powód leżący po stronie pracownika, gdyż dzięki temu nie trzeba wypłacać odpraw.
Jakie prawa ma pracownik w zakresie odwołania się od decyzji o zwolnieniu?
Otóż pracownik, otrzymując zwolnienie, z którym się nie zgadza, ma następujące uprawnienia:
- może wnieść odwołanie od wypowiedzenia umowy o pracę (lub dyscyplinarki) do sądu pracy
- w razie bezprawnego wypowiedzenia umowy na czas określony zatrudnionemu przysługuje odszkodowanie
- w razie bezprawnego lub nieuzasadnionego wymówienia umowy na czas nieokreślony albo dyscyplinarki (bez względu na rodzaj umowy) zatrudnionemu przysługuje żądanie uznania zwolnienia za bezskuteczne (jeśli sąd zdąży orzec przed upływem okresu wypowiedzenia), a jeśli umowa już się rozwiązała – żądanie przywrócenia do pracy lub odszkodowanie.
Czy zatem pracownik może coś zrobić, by ochronić się skutecznie przed bezprawnym zwolnieniem?
Generalnie pracownicy są w takim przypadku w potrzasku, nie mogąc zrobić nic, co by przeciwdziałało takim praktykom. Nagłe i bezprawne zwolnienie oznacza dla pracownika dramatyczną sytuację, szczególnie, gdy otrzyma on dyscyplinarkę. Wówczas bowiem traci on potrójnie. Mianowicie:
- z dnia na dzień traci źródło zarobkowania
- w okresie epidemii, narastającego kryzysu i wstrzymanych rekrutacji, pozbawiony jest prawa do zasiłku dla bezrobotnych (nabędzie go dopiero po 180 dniach od zarejestrowania)
- w świadectwie pracy pojawi się adnotacja o zwolnieniu w trybie dyscyplinarnym, co bardzo utrudnia znalezienie nowej pracy
Tarcza antykryzysowa, mająca chronić pracodawców i zatrudnionych, w tej kwestii nic nie zmienia. Jak zauważa profesor Monika Gładoch, w tym kontekście nie ma nawet mowy o wydłużeniu terminu 21 dni na złożenie odwołania od bezprawnego zwolnienia do sądu, tym bardziej, że w obecnych czasach sądy nie funkcjonują.
Zdaniem Andrzeja Radzikowskiego, przewodniczącego OPZZ, związkowcy w trakcie konsultacji nad tarczą antykryzysową zwracali uwagę na to zagrożenie, szczególnie w kontekście wydłużenia obowiązującego terminu na złożenie pozwu, jednak głos ten nie został w ustawie uwzględniony.
Czy zatem pracownicy zostali pozostawieni sami z tym problemem?
Niewątpliwie rozwiązanie problemu bezpodstawnych, aczkolwiek skutecznych zwolnień z pracy, nie będzie łatwe, choć nie jest niemożliwe. I nie chodzi tutaj o wprowadzanie takich propozycji, które byłyby zbyt drastyczne dla pracodawców, jak chociażby wdrożenie zasady, iż w okresie stanu epidemii nie wolno zwalniać pracowników z przyczyn ekonomicznych dotyczących walki z koronawirusem (a na taki krok zdecydował się rząd Hiszpanii).
Zdaniem ekspertów takie rozwiązanie wywołało by chaos i niekoniecznie byłoby skuteczne. W tego typu przypadkach musiałby bowiem szybko zbierać się sąd i orzekać czy przedstawione przez strony okoliczności przemawiają za tym, iż pracodawca miał obowiązek dalszego zatrudniania.
Możliwym jednakże byłoby zadbanie o zatrudnionych w inny sposób. Ciekawym pomysłem byłoby wprowadzenie zasady, iż jeśli zwolnienie przeprowadzone w okresie pandemii okaże się bezprawne, to pracodawca musiałby zapłacić odszkodowanie nie w wysokości 3 pensji, a przykładowo 9 pensji. W tej sytuacji przedsiębiorstwa, które zwalniają zgodnie z prawem nie mają się czego obawiać, natomiast dla tych, którzy planują to uczynić z pominięciem zasad prawa, byłoby skutecznym hamulcem. Zdaniem doktora Jakuba Szmita taka zmiana mogłaby też być w przyszłości punktem wyjścia do stałego podniesienia wysokości odszkodowania, gdyż obecne pułapy są zbyt niskie.
Innym pomysłem mogłaby też być zmiana przepisów polegająca na tym, iż osoba zwolniona dyscyplinarnie w okresie stanu epidemii miałaby prawdo do zasiłku dla bezrobotnych, jeżeli złożyłaby odwołanie od takiej formy zwolnienia do sądu pracy. Dzięki temu nie musiałaby w tym trudnym dla niej momencie czekać aż 180 dni na uzyskanie takiego prawa.
Podsumowując, obowiązujące dziś przepisy prawa pracy, w kontekście kryzysu gospodarczego i konieczności poszukiwania oszczędności przez pracodawców, nie chronią pracownika. Pracodawcy bowiem opłaca się zaryzykować i zwolnić pracownika bez poszanowania prawa, ryzykując późniejszą wypłatę ewentualnego odszkodowania, gdyż przyniesie mu to tak potrzebne oszczędności. A pracownik pozostawiony zostanie sam z problemem, jak i też możliwym brakiem dostępu do zasiłku dla bezrobotnych. Niewątpliwie przydałaby się w tym temacie interwencja rządu, zmieniająca pewne uregulowania prawne. W przeciwnym bowiem przypadku grozi nam to, iż spodziewana masowa fala zwolnień wywoła bardzo negatywne skutki społeczne, łącznie z rozszerzeniem się sfery ubóstwa i brakiem zabezpieczenia podstawowych potrzeb bytowych społeczeństwa.
Ekspert Łukasz swoje wieloletnie doświadczenie na rynku pracy postanowił przekazać także na naszym blogu. Jego artykuły dotyczą aktualnych zmian gospodarczych a także tych na rynku pracy. Z chęcia udzieli porad pracodawcą, którzy prężnie rozwijają swoje firmy.