Oskładkowanie umów zlecenia

Podziel się z innymi

Temat oskładkowania umów zlecenia powraca co pewien czas i znika. Mówi się też w jego kontekście o optymalizacji zatrudnienia przez przedsiębiorców. Obecnie temat powrócił za sprawą wiceministra pracy. Oficjalnie powodem, dla którego urzędnicy planują przeprowadzić oskładkowanie zleceń, jest zapewnienie godnych emerytur osobom pracującym na podstawie takich właśnie umów. Nieoficjalnie jednak, te dodatkowe składki to dodatkowe wpływy do budżetu, rzędu nawet 2,5 mld zł.

Co dziś wiadomo o oskładkowaniu umów zlecenia?

Generalnie pomysł pełnego oskładkowania umów zleceń pojawia się co jakiś czas. Jeszcze rok temu można było zakładać, iż na pomyśle się skończy, gdyż gospodarka miała się dobrze. Obecnie jednak panująca epidemia spowodowała znaczny spadek składek do ZUS, co niestety może skutkować tym, iż rządzący chcąc zasypać powstałą dziurę, urealnią ten pomysł.

Generalnie pomysł dotyczy właśnie umów zlecenia. Pracodawcy i eksperci twierdzą, iż mogłoby to pomóc w zwalczeniu jednej z patologii polskiego rynku pracy, jaką jest nierówne obciążenie różnych form zatrudnienia. Jednakże problemem jest to, iż zasady pobierania składek są skomplikowane i ujednolicenie reguł, połączone z obniżeniem kosztów pracy byłoby zdecydowanie bardziej pożądane.

Umowy zlecenia są obecnie oskładkowane i to obowiązkowo, jeśli zleceniobiorca nie ma innych źródeł utrzymania, jak etat czy też własna działalność gospodarcza. Zatem osoba pracująca na podstawie takiej umowy, odprowadza składki emerytalne i chorobowe, posiadając uprawnienia do zasiłku macierzyńskiego czy też chorobowego. Zatem można rzec, iż zlecenia są oskładkowane już dziś. Tyle, że problem dotyczy wielu wyjątków, gdy tych składek się nie odprowadza. Obecny bowiem pomysł rządzących zmierza do tego, by oskładkowanie zleceń było po prostu bez wyjątków.

Kiedy zatem nie opłaca się składek od umów zlecenia?

Otóż składek nie musi płacić zleceniobiorca, jeśli pracuje oprócz tego na etacie z co najmniej minimalnym wynagrodzeniem (ta zasada w drugą stronę nie działa, czyli nie można zrezygnować z płacenia składek od etatu, gdy wykonuje się zlecenie).

Kolejne podstawy do niepłacenia składek z tytułu zleceń są następujące:

  • nie opłaca składek od zlecenia osoba, która opłaca je jako przedsiębiorca, ale niekorzystający z ulg
  • mając kilka zleceń, do oskładkowania można wybrać jedno, jeżeli zarabia się na nim tyle, ile wynosi minimalne wynagrodzenie (w przypadku etatów to też nie działa, posiadając kilka etatów, oskładkowany jest każdy z nich)

Pomysł rządu zmierza właśnie do tego, by te wyjątki wyłączyć i oskładkować umowy zlecenia praktycznie zawsze. Skutki takiej zmiany odczują zarówno zleceniobiorcy, jak i zleceniodawcy. Dla zleceniobiorców skutki będą doraźne (niższe wynagrodzenie), jak i długofalowe (wyższa emerytura). Dla zleceniodawcy z kolei oznacza to wzrost kosztów tej umowy, gdyż dodatkowe składki musi opłacić zarówno zleceniobiorca, jak i zleceniodawca.

Generalnie takie nierówne oskładkowanie różnego rodzaju umów budzi zastrzeżenia wielu stron, uważających taki stan za przejaw nieuczciwej konkurencji. Chociażby przedstawiciele Federacji Przedsiębiorców Polskich (FPP), od lat stojący na stanowisku, iż powinno się oskładkować wszystkie umowy jednakowo, bez względu na ich rodzaj.

Jak zauważa Łukasz Kozłowski, główny ekonomista FPP, taka zmiana wyrównywałaby warunki konkurencyjne na rynku. Nie ma bowiem żadnego uzasadnienia sytuacja, gdy jedna forma aktywności zarobkowej podlega proporcjonalnie mniejszemu oskładkowaniu wyłącznie z tego powodu, że jest realizowana za pomocą kilku tytułów prawnych (jak właśnie umowy zlecenia), a nie jednego. Po prostu system liczenia składek ubezpieczeniowych powinien być zdecydowanie prostszy i jednolity.

Co może spowodować pełne oskładkowanie umów zlecenia?

Można się spodziewać, iż pełne oskładkowanie zleceń umocni jedno z najdziwniejszych zjawisk polskiego systemu ubezpieczeniowo-podatkowego. Mianowicie mamy tu na myśli przedsiębiorców. Otóż w Polsce, według danych ZUS, około 1,6 mln osób opłaca składki emerytalne z tytułu działalności gospodarczej. A takową, i to na takich samych zasadach, prowadzić może zarówno programista zatrudniony tylko u jednego pracodawcy, fryzjer, ale też i właściciel sporego przedsiębiorstwa, sam zatrudniający zarówno pracowników czy też innych przedsiębiorców. Tym samym owe ryczałtowe składki ubezpieczeniowe są dla jednych ważnym punktem w kosztach prowadzenia działalności gospodarczej, jednakże dla innych już niewiele znaczącym kosztem w porównaniu do skali działalności. I do tego dochodzi możliwość płacenia podatku dochodowego w skali liniowej wynoszącej 19%.

Z drugiej natomiast strony mamy etatowców i zleceniobiorców, którzy opłacają składki od rzeczywistych przychodów, a podatek dochodowy jest dla nich progresywny (jeśli roczny dochód przekroczy 85.528 zł, wówczas do urzędu należy odprowadzić podatek w skali 32% od nadwyżki). I dla takich właśnie osób sposobem na oszczędność było łączenie etatu ze zleceniem albo kilkoma zleceniami, dzięki czemu składki były płacone od jednej z takich umów. I w tym kontekście, jeśli zapowiedzi urzędników resortu pracy o pełnym oskładkowaniu zleceń wejdą w życie, wówczas te oszczędności przestaną mieć miejsce.

Tymczasem nie mówi się nic o likwidacji takich możliwości oszczędzania dla przedsiębiorców. Dziś bowiem wystarczy, iż zatrudnią się oni na etacie z minimalnym wynagrodzeniem, by w ogóle nie musieć opłacać składek ubezpieczeniowych (poza składką zdrowotną). I jak w tym kontekście zauważa Łukasz Kozłowski, takie wybiórcze traktowanie jest złe. Zatem zmiana przepisów powinna dotyczyć wszystkich, a nie tylko zleceniobiorców. FPP proponuje wręcz, by podstawa wymiaru składek osób prowadzących działalność gospodarczą nie była ryczałtowo ustalona, ale uzależniona od rzeczywistego dochodu.

Czy rzeczywiście oskładkowanie przedsiębiorców na podstawie dochodu to dobry pomysł?

Z jednej strony jest spora grupa przedsiębiorców, dla których obowiązek zapłaty składki ryczałtowej, niezależnie od tego czy osiągają dochód czy też nie, jest sporym obciążeniem. Z drugiej jednak są przedsiębiorcy, dla których ów ryczałt stanowi znaczne oszczędności w porównaniu z dochodami, które osiągają. Jednakże urzędnicy twierdzą, iż zmienna składka co miesiąc powodowałaby znaczne problemy, a ZUS pogrążyłby się w papierach. Składkę ryczałtową łatwo skontrolować, a monitorowanie zmiennej stanowiłoby nie lada wyzwanie.

Zresztą, na co zwraca uwagę doktor Tomasz Lasocki z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, ryczałtowe składki to nie jedyna zaleta prowadzenia działalności gospodarczej zamiast etatu. Mowa jest tutaj bowiem również o ulgach na rozpoczęcie działalności gospodarczej, dzięki czemu nawet pierwsze trzy lata można mówić o dodatkowych oszczędnościach.

Generalnie beneficjentami niższych kosztów zatrudnienia są właśnie pracodawcy. Oszczędności z tytułu zatrudnienia osób będących na własnej działalności czy też zleceniu są tak istotne, iż wpływają wręcz na politykę zatrudnienia w przedsiębiorstwie. Trudno jednoznacznie oszacować, ile osób rzeczywiście dorabia, a ile zarabia w sposób inny niż na umowie o pracę. Daje się jednak zauważyć, iż w ostatnich kilkunastu latach ich liczna znacznie wzrosła.

Odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponosi również państwo i jego instytucje. Na rynku zamówień publicznych wciąż bowiem najistotniejszym elementem jest cena, a zamawiający konsekwentnie odmawiają waloryzacji wynagrodzenia, nawet, gdy ustawowo zmieniała się pensja minimalna. Tak naprawdę idea „taniego państwa” doprowadziła do deformacji rynku pracy, co szczególnie dotyczyło takich branż, w których występowały równolegle dwa czynniki ryzyka, mianowicie wysoki udział kosztów pracy w kosztach ogólnych oraz niskie wynagrodzenia. Zatem były to branże: budowlana, ochroniarska, usługi sprzątania.

Sama idea niestandardowych form zatrudnienia, zwanych później „śmieciówkami”, miała pomóc w zmniejszeniu bezrobocia i przynieść obopólne korzyści zarówno pracodawcom, jak i pracownikom. Jednakże ich niekontrolowany wzrost doprowadził do wymuszania na wykonawcach zwiększania udziału w zatrudnianiu zleceniobiorców, w tym tych, za których nie trzeba płacić składek ubezpieczeniowych.

Ta sytuacja uległa poprawie w 2016 roku, gdy wprowadzono zasadę oskładkowania zleceń od przynajmniej minimalnego wynagrodzenia. Wcześniej bowiem wystarczyło, iż zleceniodawca podzielił jedno zlecenie na dwie umowy z dużą różnicą wynagrodzeń i składki odprowadzał od tej tańszej. Po zmianach składki muszą dotyczyć zlecenia na poziomie chociażby minimalnego wynagrodzenia. Jednak nadal jest możliwe, iż przy dużym zleceniu, na poziomie przykładowo 5.000 zł, można to podzielić na 2 umowy, z czego jedna na poziomie 2.600 zł i do oskładkowania. Druga natomiast, z poziomem 2.400 zł, składkom już nie podlega. I jeśli w danym przedsiębiorstwie jest dużo zleceniobiorców, to dla przedsiębiorstwa są to duże oszczędności w porównaniu z tym, gdyby zatrudniało ono pracowników na etacie.

Co jeszcze powinniśmy wiedzieć o umowach zlecenia?

Jest sporo przykładów niezgodnego z prawem korzystania z umów zlecenia, wykorzystywanych przez pracodawców jako forma oszczędzania na wynagrodzeniach. I to właśnie powoduje, iż mówi się o ich pełnym oskładkowaniu. Jednakże należy też pamiętać i o tym, że umowa zlecenia z założenia przeznaczona była dla kogoś, kto chce dorobić w sposób incydentalny.

Jak zauważa doktor Tomasz Lasocki, nie ma możliwości skontrolowania wszystkich umów, a pracownik i zleceniobiorca są w takim samym stopniu narażeni na ryzyko niezdolności do pracy, zatem w ubezpieczeniach powinni być traktowani tak samo. A skoro zlecenia stały się polem do nadużyć, należy ujednolicić zasady oskładkowania dla wszystkich, by nie opłacało się za ich pośrednictwem optymalizować kosztów zatrudnienia.

Najlepszym rozwiązaniem byłoby ujednolicenie zasad podlegania ubezpieczeniom społecznym powiązane ze zmniejszeniem poziomu składek, co pozwoliłoby uniknąć oskarżeń o fiskalizm. Jednak patrząc na to co się dzieje, trudno zakładać takie rozwiązanie, a wręcz przeciwnie. Przecież już w 2019 roku było blisko likwidacji limitu 30-krtoności przeciętnego wynagrodzenia, a więc rocznego ograniczenia składek emerytalnych i rentowych. Limit ten wprowadzony został po to, by ograniczyć tak zwane „kominy emerytalne”, czyli relatywnie bardzo wysokie wypłaty tychże świadczeń.

Obecny kryzys finansów państwa może ponownie zachęcić rządzących do sięgnięcia po zarzucony w ubiegłym roku pomysł, a szacuje się, iż może to przynieść dodatkowe 5 mld zł z tytułu składek ubezpieczeniowych.

Rozważane jest też oskładkowane umów o dzieło. Do niedawna nie tylko nie płaciło się od nich składek, ale były one też niewidoczne dla systemu ubezpieczeń społecznych. Wykrywane były najczęściej dopiero podczas kontroli i bardzo często okazywało się, iż urzędnicy klasyfikowali je jako zlecenia. Od stycznia 2021 roku ZUS będzie miał w tym względzie ułatwione zadanie, gdyż wchodzi w życie nakaz rejestracji takich umów. A skoro już takie dane znajdą się w systemie ZUS, wówczas będzie miał on możliwość skierowania kontroli tam, gdzie owa umowa występuje, a po drugie łatwo będzie można wprowadzić przepis nakazujący zapłatę od nich składek. Tym samym będzie to kolejny argument za tym, by zostać przedsiębiorcą.

Podsumowując, pełne i bez wyjątków oskładkowanie umów zlecenia generalnie nie rozwiązuje problemu. Wprawdzie będzie można zapewne liczyć na dodatkowe wpływy do budżetu, jednak cały czas ludzie będą wręcz wypychani na samodzielną działalność gospodarczą. Dopiero bowiem uproszczenie i kompleksowe ujednolicenie przepisów, może tę sytuację ustabilizować. Póki co wzrasta opłacalność prowadzenia samodzielnej działalności gospodarczej, choć nader często będą ją rejestrować pracownicy poszukujący oszczędności w opłacaniu tak podatków, jak i składek ubezpieczeniowych.