Nowe tendencje rynku pracy

Podziel się z innymi

Generalnie epidemia wirusa SARS-CoV-2 powoduje na całym świecie przyspieszenie pewnych trendów gospodarczych, które docelowo powinny wyjść wszystkim na dobre. Zmiany dotkną praktycznie każdej dziedziny życia, w tym również rynku pracy i pracowników. Jednakże już sam proces zmian nie będzie należał do najłatwiejszych i najprzyjemniejszych.

Jaki jest zatem stan dzisiejszy społeczeństwa światowego?

W swych rozważaniach wyjdźmy od badań przeprowadzonych przez Uniwersytet Chicagowski wśród Amerykanów na temat ich samopoczucia. Otóż okazuje się, iż obecnie jest ono najgorsze od początku badania General Social Survey (Ogólne Badania Społeczne), czyli od 1972 roku.

Jeszcze bowiem do 2018 roku ponad 30% Amerykanów uważało się za bardzo szczęśliwych, gdy teraz twierdzi tak tylko 14%. W 2018 roku z kolei tylko 13% Amerykanów uważało się za nieszczęśliwych, a dziś to już ponad 23%. Do tego 2,5-ktotnie wzrosła liczba osób odczuwających osamotnienie (z poziomu 9 do 23%).

Zastanawiając się nad przyczynami tak gwałtownego spadku poczucia szczęścia, można oczywiście wskazać panującą epidemię. Ludzie bowiem ciężko znieśli zarówno lockdown gospodarki, jak i jej efekt w postaci utraty pracy czy też obniżki pensji. Z kolei wiedząc, iż epidemia i jej skutki dotyczą całego globu, nietrudno założyć, iż nastroje panujące w innych państwach, w tym i w Polsce, są na podobnie złym poziomie. Zdaniem niektórych ekonomistów, jak chociażby Daniela Susskind z Oxfordu, panująca epidemia przyspieszyła trend, który jeszcze ten stan pogłębi, mianowicie przyspieszyła procesy automatyzacji. Tym samym bezrobocie wywołane epidemią może nabrać trwałego charakteru.

Czego należy oczekiwać w najbliższym czasie?

Otóż w tym miejscu należałoby odnieść się do teorii społeczeństwa przyszłości, które będzie czerpać środki do życia z gwarantowanego dochodu podstawowego (Universal Basic Income, UBI), samemu oddając się tak twórczym zajęciom jak chociażby malowanie obrazów czy nauka gry na pianinie bądź też realizowanie się społecznie w pomocy ludziom niepełnosprawnym i chorym.

W tej teorii zachowanie zdrowej równowagi pomiędzy pracą, a życiem rodzinnym stanie się banalnie proste, co dziś jest dla wielu osób dużym wyzwaniem. Praca bowiem stanie się opcją, a nie koniecznością jak obecnie. I pozostawanie bez pracy nie będzie się już kojarzyć z bezużytecznością, psującą nam obecnie nastrój.

Jednak ta wizja jest tak naprawdę sprzeczna z naturą człowieka. Szczęście bowiem jest generalnie znacznie czymś większym, aniżeli bezstresowa samorealizacja w warunkach słodkiego lenistwa. Nie bez znaczenia jest w tym kontekście, o dziwo zgodne stanowisko, psychologów i Kościoła Katolickiego. Mianowicie zgodnie z nim to właśnie praca daje człowiekowi poczucie spełnienia i szczęścia.

Można się tutaj odwołać do encykliki Jana Pawła II pod tytułem „Laborem exercens”, gdzie czytamy: „praca jest dobrem człowieka – dobrem jego człowieczeństwa – przez pracę bowiem człowiek nie tylko przekształca przyrodę, dostosowując ją do swoich potrzeb, ale także urzeczywistnia siebie (…), poniekąd bardziej staje się człowiekiem.”

Z kolei w innej encyklice, pod tytułem „Centessimus annus” Papież Jan Paweł II zwracał uwagę na wymiar wspólnotowy pracy, twierdząc, iż: „praca jednego człowieka splata się z pracą innych ludzi. (…) Pracować znaczy pracować z innymi i pracować dla innych: znaczy robić coś dla kogoś.”

Stąd też w katolickim ujęciu praca jest nie tylko opcją, lecz wręcz etycznym obowiązkiem. Zatem idylla przedstawiona w UBI byłaby możliwa, gdyby ludzie rozumieli szczęście wyłącznie hedonistycznie, zatem w kategoriach przyjemne/nieprzyjemne. Z prowadzonych badań psychologicznych wynika wręcz, iż ludzie potrzebują pracy jako pewnej stałej rzeczywistości, a nie tylko opcji. I nie wynika to z tego, iż nie lubią się lenić, lecz jeszcze bardziej nie lubią braku celu i sensu.

Co jeszcze jest istotne w kontekście przyszłości?

Z opracowania „Happiness at Work” (“Szczęście w pracy”) Cynthii D.Fisher z australijskiego uniwersytetu Bond University wynika wręcz, iż chociaż deklarowany w ankietach wysoki poziom szczęścia ma podłoże hedoniczne (ludzie w danym momencie czują się dobrze), to nie są w stanie utrzymać swego dobrego nastroju bez wpisania swego życia w szerszą perspektywę eudajmoniczną. A właśnie w koncepcji eudajmonicznej warunkiem poczucia szczęścia jest działanie cnotliwe, moralne, w zgodzie z samym sobą. Można zatem rzec, iż obydwa te typy szczęścia wzajemnie się uzupełniają.

Co interesujące, to właśnie w koncepcji eudajmonicznej nie wszystko co robimy, musi samo w sobie być przyjemne i właśnie praca jest jednym z takich działań. Generalnie podejmujemy ją, pomimo, iż składa się z przykrych elementów. Przykładowo:

  • dziennikarz uwielbia proces zbierania danych do artykułu, ale już samo pisanie nie sprawia mu tyle frajdy
  • stolarz uwielbia konstruować meble, ale już ich wykonywanie tyle radości nie daje

To wszystko jest kwestią indywidualnych preferencji, lecz jedno w badaniach nad relacją pracy i szczęścia jest jasne: chcemy pracować nie tylko po to, by zarabiać, lecz także po to, by rozwijać się i mieć wpływ na otoczenie.

Samo poczucie szczęścia, jak przekonują w swych publikacjach Julia Boehm i Sonja Lyubomirsky z University of California w Riverside, w 50% dziedziczymy, w 10% jest zależne od otoczenia, a w 40% można na nie wpływać konkretnymi technikami, czyli praktykowaniem wdzięczności, uprzejmości czy też duchowości.

Generalnie osoby szczęśliwe w pracy 10-krotnie rzadziej biorą urlopy i są ogółem dwukrotnie bardziej produktywne. Stąd też coraz częściej korporacje zatrudniają coachów, a przykładowo Google utworzyło stanowisko dyrektora ds. szczęścia (Chief Happiness Officer).

Jednakże z uszczęśliwianiem pracowników nie można przesadzić. Jak zauważa Peter Warr z University od Sheffield, techniki zwiększające szczęście pracowników są jak witaminy. I tak:

  • niektóre przypominają witaminy C i E, których nie da się przedawkować (mowa tutaj o poczuciu bezpieczeństwa)
  • inne przypominają witaminy A i D, które przedawkować można (jak chociażby decyzyjność)

Gdy bowiem pracownik otrzyma zbyt dużo decyzyjności, skala odpowiedzialności zaczyna go przytłaczać i jego wybory stają się nieoptymalne.

A jak w tym kontekście wygląda robotyzacja i jej wpływ na pracowników?

Otóż nowe technologie zmieniają swój wpływ na rynek pracy. Dawniej bowiem technologie likwidowały część starych miejsc pracy (chociażby w rolnictwie), tworząc jednocześnie wiele nowych w innych dziedzinach (w przemyśle czy usługach). Jednakże już od ponad 30 lat liczba likwidowanych miejsc pracy jest większa od nowopowstałych, przynajmniej, jeśli chodzi o zajęcia niewymagające wysokich kwalifikacji.

I tak w latach 1947-1987 roczna stopa zastępowania ludzi automatami wynosiła 17%, ale jednocześnie powstało 19% nowych miejsc pracy. Tymczasem w latach 1987-2016 stopa zastępowania wyniosła 16%, ale już wskaźnik powstawania nowych miejsc pracy spadł do poziomu 10%. To ewidentnie jest duża zmiana.

Ponadto, w latach 1993-2007 każdy nowy robot zastępował 3,3 człowieka. Zauważyć też można, iż zmiany technologiczne zwiększają nierówności dochodowe, podnosząc płace pracowników o wysokich kwalifikacjach, a obniżając zarobki tych o niskich. Zatem nietrudno dojść do wniosku, iż miejsca pracy zanikają na rzecz robotów i panująca epidemia ten proces przyspieszyła.

Czy zatem postępująca robotyzacja i ubytek miejsc pracy są złym zjawiskiem?

Otóż okazuje się, iż wcale niekoniecznie. Znikają bowiem miejsca pracy, gdzie nie są potrzebne wysokie kwalifikacje, tym samym takie, które dają najmniej poczucia szczęścia. Generalnie bowiem ludzie pracujący fizycznie i wykonujący proste prace deklarują niższe ogólne poczucie szczęścia.

Trudniej bowiem odnaleźć prawdziwy sens i cel w powtarzanych zadaniach wykonywanych przez 8 godzin dziennie zgodnie z odgórnie ustaloną procedurą, niż w pracach wymagających choćby odrobiny kreatywności. Osoby, które programują, są przecież szczęśliwsze od osób programowanych.

Zatem w dobie postępującej automatyzacji i robotyzacji przejście z poziomu pracownika programowanego na poziom pracownika programującego wydaje się koniecznością. I choć generalnie wszyscy są w stanie to zrobić, to jednak nie wszyscy to robią. By to przejście było możliwe należy wiedzieć, co jest przydatne, mieć dostęp do odpowiednich szkoleń oraz dysponować środkami na ich sfinansowanie, a także zacząć działać we właściwym czasie.

Ekonomiści obawiają się wręcz, iż tempo w jakim zmienia się gospodarka, jest zbyt wysokie, a grupa tych osób, którzy nie zdążą się przekwalifikować, okaże się nie do udźwignięcia dla obecnych systemów zabezpieczenia społecznego. I właśnie dlatego proponuje się pójście w kierunku wspomnianego na początku artykułu pomysłu w postaci UBI.

Czy zatem powinniśmy się obawiać masowego bezrobocia technologicznego?

W tym kontekście, przyjmując, iż bezrobocie technologiczne będzie rzeczywiście następować, zakładać należałoby, iż czeka nas epoka ludzi nieszczęśliwych. Przecież bezrobotni o 30% częściej niż ludzie posiadający zajęcie odczuwają negatywne stany emocjonalne. Ponadto, nie są oni w stanie się do swej bezczynności przyzwyczaić, a kiedy już znajdą nową pracę, nie potrafią cieszyć się życiem jak dawniej.

Co więcej, w nowej pracy zarabiają przeciętnie mniej niż ludzie bez epizodu długoterminowego bezrobocia. I na koniec, owo nieszczęście indywidualne rozlewa się na innych, dlatego cierpi nie tylko osoba bezrobotna, ale też i jego rodzina i przyjaciele.

Badania psychologiczne pokazują, iż poczucie szczęścia zależy w dużej mierze od przewidywań względem przyszłości. Jeżeli zatem uznamy, iż nadchodząca fala bezrobocia technologicznego jest zjawiskiem negatywnym, wówczas trudno o dobre samopoczucie. Chyba, że w takim właśnie stanie dostrzeżemy szansę.

Jaką szansę dostrzec można w rosnącym bezrobociu?

Słowem klucz, by dostrzec szansę w rosnącym bezrobociu jest nuda, a konkretnie nuda bezrobocia bowiem ludzie znudzeni, to ludzie kreatywni i prospołeczni. Nuda bowiem może być paradoksalnie skutecznym bodźcem do podejmowania nieprzyjemnych, aczkolwiek ważnych działań prospołecznych, jak chociażby oddawanie krwi. Nuda sprawia bowiem, iż ludzie tęsknią za zachowaniami mającymi znaczenie.

Jak zauważa psycholog Sandi Mann z University of Central Lancashire, człowiek jest znudzony, gdy jego mózgowi brakuje stymulacji neuronalnej. I ludzkie myśli zaczynają wówczas błądzić, zaczynając śnić na jawie. Dla ludzkiej kreatywności to nader pożądane zjawisko, gdyż nuda wyzwala działanie niesystemowe.

Jako doskonały przykład takiej teorii niech posłużą dwa poniższe przykłady:

  • uchodźcy przebywający w obozie Za’atari stworzyli robota do dezynfekcji rąk na bazie klocków LEGO
  • krawcowa z Indonezji wymyśliła półplastikowe maski, umożliwiające głuchym czytanie z ruchu warg

I choć nie są to być może jakieś przełomowe wynalazki, tym niemniej chodzi o sam fakt. Jeśli na świecie jest około 8 mld ludności, to założyć należy, iż duża część z nich pójdzie na technologiczne bezrobocie. Tym samym jest spora szansa na to, iż wśród wymyślonych przez nich innowacji znajdzie się i taka, która wytworzy zupełnie nowy rodzaj „szczęśliwej” pracy dla milionów ludzi.

By takie procesy generować należałoby je wspomagać, chociażby poprzez tworzenie środowiska społecznego i regulacji zachęcających do eksperymentowania. By to jednak było możliwe, potrzebne są środki finansowe. Jednakże nie z UBI, gdyż to źródło ograniczałoby bodźce do działania. Lepszym byłoby stworzenie systemu dobrowolnych ubezpieczeń od wywołanej zmianą technologiczną utraty pracy.

I takie działania są już podejmowane, jak chociażby Max Borders, przedsiębiorca i założyciel projektu Social Evolution. Otóż opracowuje on system ubezpieczeń wzajemnych opartych na technologii blochchain. Zdaniem autora może on zastąpić „ubezpieczenia korporacyjne, tradycyjną filantropię i biurokratyczne państwo dobrobytu”. Czy zadziała nie wiadomo, lecz próbować należy.

Podsumowując, generalnie zachodzące zmiany technologiczne, demograficzne i społeczne sprawiają, iż stare i sprawdzone schematy straciły swą użyteczność, a ludzka kreatywność jest jedyną drogą do wypracowania nowych. I szczęście ludzkości zależy od jak najszybszego zrozumienia tej prawdy.