Czy maszyny zastąpią człowieka w pracy?

Podziel się z innymi

Już od dawna wielu ludzi uważa, że w niedługim czasie maszyny zastąpią człowieka w pracy. Inne z kolei wizje mówią wręcz o przejęciu przez nich kontroli nad światem. Zachodzi zatem pytanie, na ile realne są te wizje, czy sztuczna inteligencja (SI) ma szansę dorównać ludzkiemu mózgowi.

 

Na jakim etapie rozwoju są dziś roboty i sztuczna inteligencja?

 

W styczniu obecnego roku naukowcy z Uniwersytetu Columbia w USA przedstawili światu przełomowe odkrycie w zakresie badań nad sztuczną inteligencją. Na pierwszy rzut oka nie było to nic odkrywczego, zwłaszcza, że pokazano mechaniczne ramię podnoszące kulki i umieszczające je w pojemniku. W chwili obecnej w wielu fabrykach pracują roboty, wykonujące znacznie bardziej skomplikowane czynności.

 

Fenomenem było jednak to, że owe ramię było praktycznie …. samoświadome. To ramię samo poznało swój kształt, wyłącznie dzięki procesom „głębokiego uczenia się” i bez żadnej, zaprogramowanej wcześniej wiedzy o fizyce, geometrii czy motoryce. Po kilkudziesięciu godzinach wykonywania tysięcy chaotycznych ruchów, ramię wytworzyło sobie wirtualny obraz samego siebie, spójny z rzeczywistością. Posługując się tym obrazem, ramię było w stanie umieszczać kulki w pojemniku z 44%-ową skutecznością. Można to porównać tylko do próby podniesienia przez człowieka szklanki pełnej wody, z zamkniętymi oczyma. To niezwykle trudne zadanie.

 

Naukowcy dowodzą, że sposób w jaki ten robot uczył się poznawać samego siebie, można porównać do procesu, który przechodzi małe dziecko, metodą prób i błędów budujące swoją świadomość.

 

Czy zatem roboty przejmą kontrolę nad ludźmi?

 

Cóż, po takich sensacyjnych odkryciach można się spodziewać zalewu informacji i futurystycznych wizji o maszynach, które w pełni zastępują człowieka, nie tylko w pracy, ale wręcz w życiu. Jednak jest to wizja nierealna. Tajemnica sztucznej inteligencji tkwi w samej jej nazwie. Jest ona po prostu sztuczna, czyli stworzona, zaprogramowana i kontrolowana przez człowieka. Jeszcze dekadę temu było to bardziej logiczne i zrozumiałe. Komputery (roboty) wykonywały po prostu zadania zapisane za pomocą algorytmów. Z punktu widzenia gospodarki, roboty nadawały się do wykonywania prostych, powtarzalnych czynności, zastępując w tym zakresie człowieka.

 

Wraz jednak z rozwojem technologicznym, nastąpił rozwój uczenia maszynowego. Okazało się, że roboty zapoznają się z ogromną ilością wielu zmiennych danych, budują w oparciu o nie korelacje i wyciągają wnioski. Jeśli dla przykładu program komputerowy otrzyma odpowiednio oznaczone obrazy z jednodolarową monetą oraz bez niej, sam wytworzy metodę wychwytywania obrazów z monetą. Podobnie sprawa przedstawia się w motoryzacji. Autonomiczne samochody są dziś możliwe, gdyż wcześniej komputer przeanalizował ogromną bazę danych kierowców i ich zachowań, a następnie nauczył się ich naśladować.

 

W obliczu tak ogromnego postępu w zakresie robotyki, wystarczy odrobina fantazji, by powstały wizje o maszynach z pełną świadomością, w znaczeniu typowo ludzkim. A stąd już krótka droga do stwierdzenia, iż skoro praca przez nie wykonywana jest lepsza od pracy człowieka, to maszyny po uzyskaniu świadomości przejmą kontrolę nad człowiekiem, uznają go za szkodnika i wyeliminują.

 

Czy maszyny rzeczywiście mogą stać się świadome?

 

Otóż to nieprawda. Maszyny nigdy nie staną się w pełni świadome. By sobie to jednak uzmysłowić, należy odpowiedzieć sobie na pytanie czym jest świadomość. W tej materii okazuje się, że mamy do czynienia z wieloma teoriami filozoficznymi:

  • według Arystotelesa, świadomość jest równoznaczna z posiadaniem duszy, tak więc sztuczna inteligencja świadoma nigdy nie będzie, dopóki Bóg tak nie postanowi;
  • według Davida Hume’a, świadomość to zbiór zdarzeń mentalnych impresji i doznań, a istnienie jaźni jest złudzeniem;

Jeśli z badań nad ludzką świadomością wynika jakiś wniosek, to tylko taki, że jest to zjawisko wieloaspektowe i wielopoziomowe. Nie jest to wyłącznie umiejętność wyodrębnienia swojego bytu spośród otaczającego świata i zdolność do wyobrażenia się sobie, lecz także do niezależnego rozumowania. Z kolei rozumowanie jest nie tylko podejmowaniem decyzji i wcielaniem ich w życie (co potrafią już dziś komputery, w zakresie określonym przez człowieka), ale też zdolnością do autonomicznego definiowania i redefiniowania własnych celów. Do tego wszystkiego potrzebny jest zmył krytyczny, którego sztuczna inteligencja nie ma. Zatem nie ma podstaw do tego, by sądzić, że maszyny kiedykolwiek staną się w pełni świadome.

 

Tego typu ograniczenia maszyn bardzo dobrze obrazuje kwestia, którą napotykają choćby eksperymentatorzy samojezdnych aut. Są to nieistniejące związki przyczynowe. Program, po przeanalizowaniu dużej ilości danych, dochodzi do absurdalnego wniosku, że istnieje związek przyczynowy pomiędzy pewnym kątem padania światła słonecznego, a ustawieniem kierownicy. W tym momencie każe skręcać, w sposób zagrażający bezpieczeństwu. Sama maszyna nie jest w stanie wykryć natury zauważonej korelacji, tu potrzebny jest człowiek ze swym krytycznym zmysłem.

 

Czego jeszcze brakuje robotom, by zbliżyły się do pełnej świadomości?

 

Wszelkiego rodzaju maszynom brakuje kreatywności. To może dziwić wielu ludzi, którzy słyszeli już niejeden choćby utwór muzyczny skonstruowany przez komputer. Tyle, że te utwory są kompilacją wielu milionów danych, a nigdy nie są stworzone z abstrakcji i wyobraźni. Maszyny potrafią ogromnie dużo, ale na podstawie odtwarzania i przetwarzania. Kreatywność bowiem to ta cecha umysłu, której nie sposób opisać, bo dotyczy tego, czego jeszcze nie ma. Wyjątkowość człowieka polega na tym, że on tworzy nowe, kreuje rzeczywistość. Przecież dzieje cywilizacji to dzieje tworzenia czegoś z niczego.

 

Dlaczego maszyny nie nauczą się kreatywności?

 

Analiza największego nawet zbioru danych nie umożliwi nauczenia się kreatywności. Można bowiem zmierzyć dane, ale nie można zmierzyć idei. Z tysiąca myśli, tylko ta jedna okazuje się przełomowa.

 

Wielu ludzi sądzi, że mózg człowieka można porównać do superkomputera. Tyle, że komputery właściwie się nie mylą i znacznie szybciej przetwarzają informacje niż ludzki mózg. Są inteligentne, ale to za mało, gdyż inteligencja to tylko sprawne podążanie za regułami. Komputery nigdy nie będą rządziły światem, gdyż wymaga to łamania reguł i tworzenia nowych idei. A idee biorą się z pomyłek, polegających na tym, że częściowo spontanicznie tworzymy nowy wzór zachowania czy myślenia, zanim jeszcze dowiemy się, czy jest on dobry. Sprawdzamy to natomiast przez interakcję z innymi i ich aprobatę. Społecznego aspektu powstawania nowych idei nie da się zdigitalizować. Nowe idee pozostaną analogowe także dlatego, że ludzie myślą pojęciami, a komputery właściwościami.

 

Zatem czy nie musimy obawiać się zapanowania maszyn nad światem?

 

Maszyny nigdy nie staną się w pełni świadome. To, że coraz lepiej udają one człowieka jest coraz częstsze, jednak jest to i pozostanie tylko udawaniem. Z kolei symulowanie inteligencji i świadomości przez maszynę nie może być traktowane jak jej posiadanie. Kreatywność, myślenie abstrakcyjne, świadomość i tworzenie czegoś z niczego to cechy, których nie da się zapisać w formie danych do zapamiętania i przetwarzania.

 

A czy roboty w takim razie stanowią realne zagrożenie dla rynku pracy?

 

To, że coraz bardziej zaawansowane technologicznie maszyny będą wykonywać to, co do tej pory robił człowiek, jest jasne. To już się dzieje na naszych oczach i jest coraz więcej zawodów zagrożonych zupełnym wyparciem człowieka. Dotyczy to nie tylko pracowników przeróżnych linii produkcyjnych w fabrykach, ale też i prawników oraz dziennikarzy. Tym niemniej jednak tempo automatyzacji rynku pracy jest często przeceniane.

 

Bardzo ciekawe w tym zakresie są wyniki badania pod nazwą „Reakcja na automatyzację – co się dzieje z robotnikami firm, które się automatyzują”, przeprowadzonego przez grupę holenderskich naukowców. Badaniem objętych zostało 36 tys. holenderskich przedsiębiorstw w latach 2000 – 2016, a każdego roku dotyczyło 5 mln robotników.

Okazało się, że w roku, w którym dane przedsiębiorstwo rozpoczynało wprowadzanie procesów automatyzacyjnych, pracę traciło tylko 2% zatrudnionych. Ponadto, z kolei w ciągu pierwszych 5 lat od tego momentu, prace traciło 8,5% zatrudnionych. Pokazuje to, że ta skala nie jest tak ogromna, jak można było zakładać.

 

Jeszcze bardziej znamienne okażą się te wyniki, jeśli na nie spojrzymy szerzej, przez pryzmat światowej gospodarki i ostatniego stulecia. Za początek automatyzacji produkcji można uznać rok 1913, gdy Henry Ford uruchomił pierwszą taśmę produkcyjną dla montażu samochodu FORD T. Okazało się wtedy, że czas montażu jednego auta spadł z czasu 12 godzin do 90 minut. Od tego czasu automatyzacja postępowała tak w USA, jak i w Europie, docierając w końcu do zacofanych gospodarek azjatyckich. W tym samym czasie rosła populacja tych regionów. W USA w roku 1913 mieszkało ok. 100 mln osób, a dziś liczba ta wynosi ok. 330 mln (wzrost ponad 3-krotny). W Wielkiej Brytanii z kolei w 1913 roku mieszkało ok. 35 mln osób, przy ponad 66 mln obecnie (wzrost prawie 2-krotny). W ogóle Ziemię w roku 1913 zamieszkiwało ok. 1,8 mld ludzi, przy 7,7 mld obecnie. Gdyby zatem automatyzacja wprost powodowała wzrost bezrobocia, mielibyśmy już dawno nieustanne kryzysy bezrobocia. Tyle, że społeczeństwo i gospodarka to zjawiska dynamiczne. Od zawsze w historii ludzkości tak było, że chociaż wymierały stare zawody, to na ich miejsce pojawiały się nowe. I nie ma żadnych podstaw by twierdzić, że dziś jest inaczej. Wręcz przeciwnie, wraz z przyspieszeniem rozwoju technologicznego, obserwujemy przyspieszone zmiany w zakresie pojawiania się nowych profesji.

 

Jak kiedyś wyglądała praca i jej oferta?

 

Warto w tym miejscu przenieść się wyobraźnią do czasu naszych przodków. Przed epoką uprzemysłowienia większość z nich pracowała ciężko na roli, od świtu do nocy. Ponadto, musieli dużą część swojej pracy oddać w formie pańszczyzny, nie otrzymując nic w zamian. Jeszcze w roku 1800 średnia długość ich życia nie była zbyt imponująca (przeciętnie 35 lat dla mężczyzn i 39 lat dla kobiet). Wielce prawdopodobne zatem, że nawet nie dostrzegli tego, że byli wyzyskiwani.

 

Wraz z rewolucją przemysłową i kapitalistyczną, nastał okres oderwania od pracy na roli na rzecz pracy w fabrykach i wzrostu dochodów (sprawdź nasze oferty pracy). Uprzemysłowienie powodowało też wzrost bezpieczeństwa pracy, a z czasem też skrócenie czasu jej trwania. Dla przykładu, w Polsce dziś średnio ludzie pracują 40 godzin tygodniowo, gdy jeszcze w XIX wieku było to 60-70 godzin. Odzyskanego czasu wolnego nie trzeba było już (dzięki automatyzacji) poświęcać na prace domowe. Pojawiły się odkurzacze i pralki, natomiast radio i telewizja zaczęły stanowić alternatywę dla rozrywek.

 

Zatem, co z miejscami pracy, skoro maszyny już od dawna przejmowały zajęcia, którymi trudnili się ludzie. Otóż nie istnieje określona raz na zawsze liczba profesji i miejsc pracy. Ona rośnie i ewoluuje, a maszyny wręcz w tym pomagają. Obrazowo przedstawia to zjawisko Joseph Michael Newhard, ekonomista z East Tennessee State University, w artykule „Roboty nie są twoimi wrogami”. Otóż twierdzi on, iż: „Pracownicy są zastępowani przez maszyny, gdy jest to efektywne. W rezultacie rośnie produkcja i zmniejszają się koszty. To sprawia, że spadają ceny dóbr finalnych i rosną płace realne ich konsumentów. Mogą oni wydać zaoszczędzone pieniądze na inne dobra, zwiększając popyt na pracę w innych sektorach. W ten sposób pojawiają się tam nowe miejsca pracy, by ten popyt zaspokoić.”

 

Czy popyt na nowe miejsca pracy może ulec zaspokojeniu?

 

Nie ma takiej możliwości. Jedną z głównych obserwacji ekonomii jest to, że o ile zasoby są skończone, o tyle ludzkie potrzeby już nie. Popyt zaś dotyczy nie tylko dóbr już istniejących, ale też zupełnie nowych, które zostaną dopiero wymyślone. Zatem liczba możliwych do stworzenia miejsc pracy jest nieograniczona. Mogłaby ją ograniczać tylko ludzka wyobraźnia, ale ona nie ma granic.

 

W 2017 roku Deloitte opublikował raport dotyczący 15 lat automatyzacji gospodarki Wielkiej Brytanii. Wynika z niego, że w toku postępujących procesów zastępowania pracy ludzkiej maszynami zlikwidowano 800 tysięcy miejsc pracy. W tym samym jednak czasie powstało 3,5 miliona nowych miejsc pracy, bardziej zaawansowanych technologicznie i lepiej płatnych.

 

Podsumowując, pamiętać powinniśmy o tym, że to nie technologie likwidują i tworzą miejsca pracy, ale stojący za nimi ludzie. To oni, a nie technologie, są kreatywni i świadomi, to oni działają. Historia zaś uczy nas tego, że szans związanych z technologiami jest więcej, niż zagrożeń, a ludzie są mądrzy. Przecież zawsze w końcu radzili sobie z problemami, jest ich więcej, a nie mniej, są bogatsi, a nie biedniejsi. Ażeby to dostrzec, trzeba skupiać swą uwagę na pozytywnych bohaterach, a nie antybohaterach. Na tych, którzy chcą technologii używać do zaspokajania potrzeb konsumentów, a nie tych, którzy chcą z jej pomocą konstruować samojezdne czołgi.