Poziom zatrudnienia powraca do poziomu sprzed epidemii

Podziel się z innymi

Generalnie mamy obecnie do czynienia z końcem okresu ochronnego dla pracowników, wynikającego z korzystania przez pracodawców z pomocy oferowanej w ramach tarcz antykryzysowych. Jednak sytuacja taka nie spowodowała dużej skali zwolnień pracowników, a wręcz przeciwnie – rośnie zapotrzebowanie na nowy personel.

Jak zatem wygląda sytuacja na rynku pracy po pierwszej połowie 2021 roku?

Otóż czerwiec bieżącego roku przyniósł najwyższy od 2 lat wzrost zatrudnienia i utrzymanie notowanej już w poprzednich 2 miesiącach około 10%-owej dynamiki płac w sektorze przedsiębiorstw, czyli w przedsiębiorstwach niefinansowych zatrudniających co najmniej 10 osób. Takie są wnioski wynikające z analizy danych opublikowanych niedawno przez Główny Urząd Statystyczny (GUS).

Poziom zatrudnienia w czerwcu bieżącego roku jest o 2,8% wyższy niż rok wcześniej, natomiast liczba pełnych etatów zwiększyła się o 21 tys. w porównaniu z miesiącem poprzednim. Zdaniem pracowników GUS taki stan rzeczy jest wynikiem dodatkowych przyjęć w jednostkach, zwiększania wymiaru etatów zatrudnionych pracowników do poziomu sprzed wybuchu epidemii, jak i zmniejszania absencji w związku z przebywaniem na urlopach bezpłatnych i pobieraniem zasiłków chorobowych.

Zdaniem ekonomistów, porównując dane o zatrudnieniu z czerwca bieżącego roku z czerwcami z lat minionych okazuje się, iż okres czerwca 2021 roku pod względem przyrostu zatrudnienia był najlepszy od 2007 roku, gdy mieliśmy do czynienia ze szczytem boomu gospodarczego po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Jednak z drugiej strony do powrotu do poziomu zatrudnienia sprzed epidemii wciąż brakuje kilkudziesięciu tysięcy etatów.

Zdaniem ekonomistów Banku Millennium SA, rynek pracy poprawia się wraz ze znoszeniem ograniczeń administracyjnych dla działalności gospodarczej. Spodziewane jest także, iż trend wzrostowy będzie kontynuowany, przy czym przyrosty miesięczne zapewne nie będą już takie wysokie.

Czego zatem spodziewać się należy w najbliższym czasie?

Rosnący popyt na pracę powodował będzie zapewne zwiększaniu poziomu wynagrodzeń. Zdaniem ekspertów obecne dane z rynku pracy są zgodne z zakładanym scenariuszem poprawy sytuacji, choć w dalszym ciągu aktualna pozostaje niepewność dotycząca nawrotu epidemii i ponownego wprowadzenia obostrzeń, co niewątpliwie ograniczyć może tempo przyrostu zatrudnienia.

Obecnie też z danych statystycznych nie wynika, by podaż pracowników w sektorach, które najbardziej ucierpiały w czasie epidemii (czyli chociażby takich, jak zakwaterowanie czy gastronomia) była znaczącym problemem dla zwiększania zakresu działalności.

Średnia płaca w sektorze przedsiębiorstw wyniosła w czerwcu bieżącego roku 5.802,40 zł i była o niemalże 10% wyższa niż rok wcześniej. Podobne tempo wzrostu wynagrodzeń odnotowano w kwietniu i maju bieżącego roku, a wcześniej wynagrodzenia rosły w takim tempie w roku 2008.

Zdaniem Karola Pogorzelskiego, ekonomisty ING Banku Śląskiego SA, fakt, że wzrost wynagrodzeń praktycznie nie spowolnił oznacza, że presja płacowa rośnie. I nie przeszkodziło temu nawet to, iż właśnie w czerwcu bieżącego roku zaczęła wygasać ochrona miejsc pracy wprowadzona przez tarcze antykryzysowego Polskiego Funduszu Rozwoju (PFR). Zatem siła przetargowa pracowników pozostała mocna, co zwiastuje wzrost wynagrodzeń zapewne co najmniej do końca bieżącego roku.

Z kolei Kamil Łuczkowski, ekonomista Banku Pekao SA, zauważa, iż wymagane zamrożenie etatów w związku z korzystaniem z pomocy w ramach tarcz PFR było jednym z czynników ryzyka. Okres ochronny właśnie jednak dobiega końca i spodziewano się, że część pracodawców, ze słabą sytuacją bądź perspektywami, dokona redukcji zatrudnienia, nie mając już żadnych ograniczeń w tym względzie. Tymczasem z danych za czerwiec bieżącego roku nic takiego nie wynika. Tym niemniej prawdopodobnym jest, iż taka sytuacja może mieć miejsce w odniesieniu do mikrofirm, których dane GUS nie obejmują.

Poza tym również analiza stanu zwolnień grupowych potwierdza, iż rynek pracy powoli wraca do stanu, w którym pracownicy stają się coraz cenniejsi, a pracodawcy niechętnie się z nimi rozstają. Tymczasem, gdy podczas pierwszego epidemicznego zamrożenia gospodarki w roku ubiegłym pracodawcy zgłaszali zamiar zwolnienia po około 10 tys. pracowników miesięcznie (co i tak nie jest zbyt dużą liczbą wobec około 17 mln aktywnych zawodowo osób), to obecnie liczby te stały się jeszcze mniejsze.

Z jakimi zatem danymi odnośnie planowanych zwolnień grupowych mamy obecnie do czynienia?

Generalnie pracodawcy liczą na ożywienie gospodarcze i niechętnie deklarują gotowość do zwolnień pracowników. W kwietniu bieżącego roku zgłosili bowiem chęć redukcji kadr w wymiarze tylko 1,3 tys. osób. To był wynik znacznie lepszy niż jeszcze w marcu (gdy mieliśmy do czynienia z apogeum trzeciej fali epidemii), gdzie zgłoszenia zwolnień grupowych dotyczyły 5,7 tys. osób.

Tymczasem maj i czerwiec pokazują jednak tendencję wzrostową, gdyż zgłoszono do zwolnień grupowych następujące liczby osób:

  • 2,7 tys. w maju bieżącego roku
  • 3,4 tys. w czerwcu bieżącego roku

To zaś oznacza, iż plany zwolnień z czerwca 2021 niemalże zrównały się z planami dotyczącymi czerwca 2020 roku, gdy zgłoszono 3,9 tys. osób. Wszystko to wskazuje zatem, iż mijający okres ochronny stanowisk pracy w związku ze skorzystaniem w tarczy antykryzysowych PFR spowodował, iż część pracodawców bierze pod uwagę redukcję zatrudnienia.

Pamiętać jednak należy, iż są to tylko plany, które wcale nie muszą zostać wdrożone w życie. Zdarza się bowiem nierzadko, iż część pracodawców rezygnuje z planów redukcji. Świadczyć o tym może chociażby to, iż w czerwcu bieżącego roku zwolniono 1,3 tys. osób, przy około 1 tys. osób w maju czy też kwietniu.

Zdaniem Andrzeja Kubisiaka, wicedyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE), w normalnych warunkach rynkowych poziomy zwolnień w okolicach kilku tysięcy osób uznawane byłyby za zupełnie normalne. Nawet gdy obecnie odnotowywany jest trend wzrostowy w zakresie planowanych zwolnień grupowych, to liczby wciąż pozostają niewielkie w skali całego rynku pracy. Zatem zakładać należy, iż koniec ochrony rynku z powodu tarcz antykryzysowych nie sprawi raczej, iż dokonają się jakieś radykalne zmiany na tym rynku.

Zdecydowanie trudniejszym i ważniejszym dla gospodarki testem będzie zapewne okres jesieni bieżącego roku. Nie wiadomo bowiem jak wielkie perturbacje spowodować może panoszący się już wariant Delta wirusa SARS-CoV-2 i ewentualne restrykcje. To może nie sprzyjać dalszej odbudowie gospodarki, a poza tym jesień to tradycyjnie okres zamrożenia części branż i inwestycji.

Podsumowując, obecna sytuacja na rynku pracy jest taka, iż mamy do czynienia z najwyższym od dwóch lat przyrostem zatrudnienia połączonym ze wzrostem płac. Zatem sytuacja zaczyna zbliżać się do poziomu odnotowywanego przed wybuchem epidemii wirusa SARS-CoV-2, jednak jeszcze poziomu tego nie osiągnęła. Na razie jednak prognozować można dalsze polepszanie wskaźników, wzrost liczby miejsc pracy i spadek poziomu bezrobocia, choć zapewne dynamika wzrostu będzie mniejsza. Obawy budzi jednak okres jesieni bieżącego roku, gdzie trudno przewidywać, jak rozwinie się sytuacja epidemiczna i czy będziemy mieć do czynienia z wprowadzaniem kolejnych restrykcji i obostrzeń. To bowiem będzie miało decydujący wpływ na rynek pracy odradzającej się polskiej gospodarki.