Idea wprowadzenia 4-dniowego tygodnia pracy jest coraz częściej podawana jako całkiem niedaleka przyszłość. Jednak pracownicy nie powinni oczekiwać, iż wiązać się to będzie z wyższymi zarobkami przy mniejszym nakładzie pracy. Aby bowiem dochody wzrosły, pracownicy musieliby dodatkowo pracować w owych nowych wolnych godzinach. Poniżej uwagi i spostrzeżenia jakie odnośnie tego zagadnienia prezentuje Joanna Tyrowicz, członek Rady Polityki Pieniężnej, profesor nauk społecznych, badacz rynku pracy, pracownik Uniwersytetu Warszawskiego
Jak zatem spojrzeć na zagadnienie 4-dniowego tygodnia pracy, o którym wspominają chociażby członkowie Partii Razem czy też niedawno Donald Tusk?
W kontekście 4-dniowego tygodnia pracy politycy mówią o eksperymencie czy też pilotażu tego pomysłu. Generalnie w Polsce już od dłuższego czasu wprowadzamy ogromne reformy bez żadnego przygotowania, jak chociażby w odniesieniu do reform transferów społecznych, emerytalnej, podatkowej bądź odnośnie płacy minimalnej. Potem niestety przychodzi nam łapać się za głowę, widząc, ile niedopracowania w tym aspekcie zostało uchwalone jako prawo.
Tymczasem właśnie kontrolowane pilotaże czy też eksperymenty są jedyną drogą do znalezienia optymalnych polityk publicznych. I dopiero na podstawie ich wyników stwierdzić można, czy coś zadziała czy też nie.
Zatem warto odnieść się do przykładu Francji, gdzie wprowadzono 35-godzinny tydzień pracy i wyciągnąć wnioski dla naszego kraju. Warto jednak zauważyć, iż od kiedy w Polsce powrócił temat skracania czasu pracy w tygodniu, od razu synonimem stało się przedłużanie weekendu. Tymczasem doświadczenia z Francji są takie, iż tamtejsi pracownicy masowo, pomimo krótszej normy czasu pracy, nadal pracują te same 40 godzin tygodniowo, ale wydłużają sobie urlopy z wypracowanych w każdym tygodniu 5 nadgodzin.
Rozwiązanie takie wynegocjowane zostało na poziomie przedsiębiorstw, w porozumieniach zbiorowych czy też na podobnych forach dialogu. I prawdopodobnie niewielu to przewidywało, iż pracownicy francuscy znacznie bardziej cenią sobie dłuższy urlop niż jedno wolne popołudnie w tygodniu.
Samo skrócenie czasu pracy we Francji doprowadziło w perspektywie średnioterminowej do zwiększenia popytu na pracę, lecz odbyło się to dość mechanicznie: jeśli ktoś jest na urlopie, ktoś inny musi za niego wykonać pracę.
W Polsce z kolei w ramach koncepcji wprowadzenia 4-dniowego tygodnia pracy raczej nie ma pomysłów, by dać pracę większej liczbie ludzi, a raczej chodzi o to, by podnieść komfort już zatrudnionym. W tym miejscu warto wspomnieć, iż pomimo niskiej stopy bezrobocia nadal jesteśmy krajem, w którym poza rynkiem pracy pozostaje sporo grup społecznych. Przywrócenie osobom nieaktywnym zawodowo szans na ponowne znalezienie się na rynku pracy nie będzie procesem łatwym i nie wydarzy się szybko, tym niemniej nie jest też tak, iż w Polsce zasoby siły roboczej są w pełni wykorzystane.
A co z celami ewentualnego wprowadzenia 4-dniowego tygodnia pracy?
Co do zasady polityki publiczne winny realizować jakiś konkretny cel, tymczasem do tej pory nie wiadomo czemu właściwe miałoby służyć wprowadzenie 4-dniowego tygodnia pracy. W tym kontekście nie ma pewności, iż celem polityki gospodarczej w tym aspekcie miałoby być podnoszenie atrakcyjności zatrudnienia, gdyż to raczej bardziej zależy od umowy społecznej niż polityki.
Gdy spojrzymy na przykład Francji odnośnie skrócenia tygodnia pracy dostrzec należy, iż tym co najbardziej odróżnia Francję od Polski jest długa tradycja układów zbiorowych pracy na poziomie zakładu, przedsiębiorstwa czy też sektorów gospodarki. W Polsce dialog społeczny ugrzązł na mieliźnie, mamy bowiem na tym polu do czynienia z takimi aspektami, jak:
- bardzo niskie uzwiązkowienie i szczątkowe zaufanie do związków zawodowych
- niewielką rolę rad pracowniczych
- małą liczbę przedsiębiorstw, gdzie obowiązują porozumienia zbiorowe
A ten brak tradycji dialogu na linii pracodawca-pracownik oznacza, iż zazwyczaj, gdy zmienia się coś w prawie pracy czy też innych regulacjach, pracodawca twardo wprowadza nowe reguły, obawiając się bardziej kontroli niż pracowników. A na rozmowę z nimi najczęściej nie ma już czasu.
Czy ludzie będą zadowoleni, gdy wprowadzony zostanie krótszy tydzień pracy?
W tej kwestii należy podkreślić, iż nie ziszczą się w tym aspekcie oczekiwania wyższych zarobków. Stawka godzinowa wprawdzie wzrośnie, lecz w portfelu co miesiąc będzie tyle samo pieniędzy. By ich przybyło, ludzie musieliby pracować w tych nowych wolnych godzinach.
Poza tym sporo badań o skróceniu czasu pracy daje też bardzo wątłe podstawy do twierdzenia, iż wzrośnie radość z pracy i życia. W jednym z krajów pracodawca eksperymentalnie wprowadził 30-godzinny tydzień pracy, zapraszając naukowców, by zrobić badania przed wprowadzeniem nowego rozwiązania, w trakcie oraz po jego zakończeniu. Okazało się, iż wcześniej ludzie mieli wielkie oczekiwania odnośnie tego jak bardzo zmieni się ich dobrostan. Ex post okazało się jednakowoż, iż ich wielkie marzenia w ogóle się nie zrealizowały.
Problem polegał na tym, iż ludziom nie udało się zrealizować pomysłów jakie mieli na siebie. A nie udało się dlatego, iż ich nowy system pracy nie był zharmonizowany z trybem pracy innych, z którymi chcieli razem spędzać czas.
Zatem pierwszy wniosek jest taki, iż nie chodzi o samą liczbę godzin dodatkowego wolnego, lecz o dopasowani tych godzin do wolnego przyjaciół czy innych członków rodziny. Jeżeli bowiem każdy może wybrać swobodnie to, które godziny ma wolne, to nawet jeśli uda się to skoordynować w ramach gospodarstwa domowego, to już znacznie trudniej uzgodnić to z przyjaciółmi i dalszą rodziną.
De facto zatem korzyść z dodatkowych godzin wolnych nie jest tak duża, jak pierwotnie zakładamy. I tutaj dochodzimy do mądrości Francuzów, gdzie z praktyki wyszło, że łatwiej zaplanować wspólne wakacje niż wolne popołudnia.
Czy zatem przeszkodą we wprowadzeniu krótszego tygodnia pracy są względy organizacyjne?
Generalnie przeszkód jest znacznie więcej. Ludzie lubią przecież w wolnym czasie uprawiać sport, oglądać film w kinie, pójść do restauracji czy też na zakupy. Chcą tam również pojechać komunikacją miejską, zatem ktoś musi pracować, by bawić mógł się ktoś.
Według Europejskiego Badania Warunków Pracy (EWCS) w zależności od kraju od 10 do 20% pracowników sektora prywatnego pracuje w niedziele, ok. 5-8% w nocy, a około 15% ma lub miewa długie zmiany (ponad 10 godzin pracy jednego dnia). Nie ma zatem w Europie kraju, w którym większość pracowałaby od 9 do 17 na umowie o pracę.
I w debacie na temat wprowadzenia 4-dniowego tygodnia pracy umyka to, iż większość z nas pracuje niestandardowo. Żyjemy zatem w pewnej iluzji powszechności standardowej pracy, bowiem jako pojedynczy model wzorzec poniedziałek-piątek od 9 do 17 jest najczęstszy, lecz pracuje tak mniej niż połowa pracowników.
A pamiętać należy, iż tych niepracujących standardowo również obejmie skrócenie czasu pracy. Poza tym praca ma dla ludzi znaczenie społeczne i gdy nie pracujemy w ogóle, odczuwamy z tego powodu dyskomfort, nawet wówczas, gdy nas na to stać w kontekście finansowym.
Badania sugerują, iż powinniśmy pracować pomiędzy 8 a 48 godzin tygodniowo, bowiem poniżej 8 godzin nie czujemy się pełnoprawnymi członkami społeczeństwa, a powyżej 48 godzin uważamy, że jest to już przesadą. Ważnym jest też to, że żyjemy w świecie status quo, mając określone nawyki, wzorce myślenia i oczekiwania. Gdyby wprowadzono krótszy tydzień pracy zapewne skorzystaliśmy z dłuższego urlopu jak Francuzi, lecz już trudno byłoby mieć pomysł na zmianę codziennego życia. Zmiana normy, do której się przyzwyczajamy, jest procesem długotrwałym.
A jak wygląda zmiana tygodniowego czasu pracy z perspektywy pracodawców?
Generalnie zatrudniający mają wiele mechanizmów, by się do takiej zmiany przystosować. Zapewne w dłuższej perspektywie dojdzie do zautomatyzowania wielu procesów, w krótszej natomiast perspektywie dojdzie do zmniejszenia podaży czy też zatrudnienia większej liczby osób. Koszty jednostkowe wzrosną dla wszystkich, co zapewne przełoży się na wzrost cen.
Zapewne skrócenie tygodniowego czasu pracy nie będzie jakimś armagedonem, chociaż akurat obecnie sytuacja nie sprzyja dokładaniu przedsiębiorcom kolejnych problemów.
Warto też mieć na uwadze, iż nie wszystkie działania pracodawców w dłuższej perspektywie będą dla pracowników korzystne. Przykładowo automatyzacja procesów zapewne wygląda atrakcyjnie na folderach reklamowych, lecz w praktyce oznacza mniejsze potrzeby w zakresie ilości pracowników. Należy bowiem pamiętać, iż pracodawcy z jednej strony zmuszeni będą do działań prorozwojowych, a z drugiej poszukają rozwiązań mniej uzależniających ich od pracowników.
Jak zatem należałoby podejść do zagadnienia wprowadzenia eksperymentu dotyczącego 4-dniowego tygodnia pracy?
Rozważając wprowadzenie eksperymentu dotyczącego 4-dniowego tygodnia pracy warto pomyśleć nad celem takich rozwiązań. Jeżeli celem skrócenia tygodnia pracy miałaby być poprawa nastrojów społecznych, to już wiemy, iż rozwiązanie w postaci „które popołudnie chcesz mieć wolne” nie zadziała ze względów społecznych, gdyż nie da ono oczekiwanego przyrostu szczęścia, a wręcz przeciwnie, doprowadzić może do rozczarowania.
Jeżeli zatem zmienimy nasz kodeks pracy i tam, gdzie obecnie wpisane jest 40 godzin wpiszemy 35 (bądź nawet 32) godzin, nie będzie z tego wielkiego przyrostu szczęścia. Gdyby natomiast zrezygnować z definiowania liczby godzin pracy w kodeksie, za to wywołać prawem zawarcie układu zbiorowego, który definiuje tę liczbę godzin w poszczególnych zakładach pracy, to po 2-3 latach wiedzielibyśmy, do jakiego rozkładu tygodnia pracy zbiega myślenie pracodawców i pracowników.
W tym aspekcie warto wspomnieć, iż nasz kodeks pracy jest bardzo sztywny w odniesieniu do godzin pracy, co przekłada się chociażby na to, iż prawie nikt nie pracuje w Polsce na część etatu. Gdyby bowiem zadać pytanie „dlaczego pracujesz na część etatu”, w większości krajów Europy usłyszymy odpowiedź, iż to ułatwia łączenie własnych aspiracji albo funkcji rodzinnych z pracą. Tymczasem w Polsce odpowiedź brzmi: bo nie mogę znaleźć innego zatrudnienia.
Nie można też zapominać o tym, że skrócenie czasu pracy do 4 dni pociągnie za sobą inne konsekwencje, jak chociażby zapewne skrócenie czasu nauki dzieci w szkołach również do 4 dni. Tymczasem już historycznie rzecz biorąc, skrócenie czasu nauki, a w konsekwencji czasu pracy z 6 do 5 dni kilkadziesiąt lat temu spowodowało, iż nasze rozumienie świata w chwili, gdy opuszczamy system edukacji jest mniejsze niż kiedyś. A dalsze skrócenie tygodnia nauki do 4 dni na pewno w tym nie pomoże.
Poza tym tak duża zmiana, jak skrócenie tygodnia pracy do 4 dni, niesie ze sobą wiele innych zmian, które nawet trudno sobie dziś wyobrazić. Pytanie zatem czy rzeczywiście warto, by Polska jako jeden z pierwszych krajów testowała na sobie konsekwencje, jakie spowoduje skrócenie czasu pracy.
Podsumowując, skrócenie czasu pracy do 4 dni w tygodniu jest coraz częściej pojawiającym się tematem w przestrzeni publicznej. Pytanie tylko czy osoby opowiadające się za tym pomysłem zdają sobie sprawę z wszystkich konsekwencji, jakie taka zmiana za sobą niesie. Jeżeli już mielibyśmy się nad tym zagadnieniem zastanowić, to na pewno póki co w aspekcie eksperymentu społecznego.
Ekspert Łukasz swoje wieloletnie doświadczenie na rynku pracy postanowił przekazać także na naszym blogu. Jego artykuły dotyczą aktualnych zmian gospodarczych a także tych na rynku pracy. Z chęcia udzieli porad pracodawcą, którzy prężnie rozwijają swoje firmy.